Bruno Dumont kontynuuje w Poza szatanem swoje epickie rozważania o miejscu religii w świecie bez Boga oraz o formach, w jakich przejawia się współczesna duchowość. Jeśli spytamy, czy sacrum w kinie jest dziś jeszcze możliwe, jego nowy film będzie najpełniejszą na to pytanie odpowiedzą: po równo twierdzącą i przeczącą, paradoksalną i nieoczywistą.
Pierwsze spotkanie z twórczością Bruno Dumonta jest jak uderzenie kamieniem w głowę konającego zwierzęcia - cytat z jednej ze scen jego najnowszego filmu Poza szatanem. Kto do tej pory nie widział żadnego dzieła francuskiego reżysera, z pewnością dozna szoku, idąc do kina na wyświetlany właśnie obraz. A dodajmy, że wrażenie spotęguje się tym bardziej, jeśli kinem tym będzie zwyczajny multipleks, nastawiony na konsumpcję popcornu, a na propozycję awangardowego, wymagającego filmu, odpowiadający pustą salą.
Dumont jest ateistą - co warto zaznaczyć, bo ostatnie jego filmy dotyczą poszukiwań religijnych i tęsknoty za duchowością, pojętą z dala od doktrynalnych rozważań, raczej w tonacji postsekularnej. Jest również - jak się zdaje - jednym z ulubieńców nowohoryzontowej publiczności, która zdążyła zapoznać z jego obrazami podczas kolejnych wrocławskich festiwali. Dobrze przyjęty został tam zarówno poprzedni film Hadjewich, jak i nagrodzone kiedyś Złotą Kamerą w Cannes Życie Jezusa.
Mężczyzna pozostaje w ścisłym kontakcie z naturą, zdaje się znać zasady rządzące światem. I e istocie - jest on świętym mędrcem, pustelnikiem obdarzonym mocą czynienia cudów, zsyłania śmierci i przepędzania chorób. Nie dotyczą go ludzkie prawa - przekracza granice wydzielonych pól, wymyka się wszelkim relacjom, jest nieuchwytny dla służb porządkowych, a jego woli nie da się powstrzymać. Z dziewczyną łączy go tajemnica mordu, przypominającego słuszną karę za grzechy. Ofiarą pada ojczym, który - jak dowiadujemy się z nielicznych dialogów - gwałcił swoją pasierbicę. Pustelnik, na wzór anioła śmierci, zabija go z zimną krwią już na początku filmu, podobnie jak zabija bezbronne zwierzę - najpierw strzałem, potem zaś kamieniem. Nieprawdopodobieństwo hiperprecyzyjnego strzału z niegwintowanej dubeltówki miesza się tu z nieuchronnością nadchodzącej śmierci. "Strzeliłem na oślep" tłumaczy się dziewczynie, ale wątpliwości są mu zupełnie obce. Śmierć, którą niesie za sobą, przypomina tę uosobioną przez Javiera Bardema w To nie jest kraj dla starych ludzi braci Cohen. Los rzeczywiście jest ślepy, a jego wyroki nieodwołalne. Świętość Dumonta to mieszanka starotestamentowego Jahwe z prawosławnym Chrystusem. Jego bohater jest okrutny, gniewny i zazdrosny, ale równocześnie ascetyczny i bezgranicznie miłosierny. Niczego nie potrzebuje i nie oczekuje, ale istnieje w świecie jako wysłannik bez Boga, znak bez swojego źródła. Choć obdarzony jest tajemną wiedzą i szacunkiem między ludźmi, nie może przemówić w niczym imieniu, nie staje się pojemnikiem na żaden gniew i żadną miłość, która przychodziłaby spoza niego. Tam, poza, jest bowiem całkiem obce i niewypowiadalne, ujmowane jedynie językiem apofatycznej teologii.
W tym aspekcie nowy film Dumonta przypomina obcowanie z ruską ikoną. Patrzymy poza ekran, w oblicze nieskończoności, w narzucającą się nieobecność Boga, a zarazem w równie doskwierający ciężar tego, co się wymyka. Transcendencja przeraża i przytłacza, a my - zupełnie jak zwyczajni mieszkańcy wsi - nie jesteśmy w stanie jej przyjąć. Zwracamy się z prośbą o uzdrowienie lub wskazanie drogi, ale postać grana przez Dewaele milczy i odpiera kolejne racjonalne próby wyjaśnień. Ona już wybrała, komu pomoże zrozumieć, kogo przygotuje i przeprowadzi na drugą stronę. Wątek kryminalny, wiążący morderstwa oraz niekończące się wędrówki, jest tylko pretekstem dla kolejnych prób podejmowanych przez dziewczynę. "Jeśli przejdziesz na drugą stronę, ogień zniknie" - mówi mężczyzna do swojej podopiecznej, po czym dym unoszący się znad płonących pól zaczyna rzeczywiście znikać.
Poza szatanem jest filmem tak trudnym i niepojętym, że polecanie go komuś jako dobrego produktu byłoby profanacją. Dumont rozsiewa całą sieć metafizycznych znaków, wprowadza pojęcia ofiary, bożego gniewu, świętego ognia i oczyszczającej wody, upostaciowując to w archetypie wyłączonego (sacer), który wobec prawa i społeczeństwa posiada jedynie transcendentne przymioty. Wszystko to jednak tylko znaki, a każda próba racjonalnej analizy czy sproblematyzowania dzieła francuza wydaje się po kilku podejściach śmieszna. Zostajemy - jako widzowie i jako recenzenci - z poczuciem niepoznanego ogromu, z poczuciem transcendentnej siły, która nie tylko nie wypełnia nas, ale tak naprawdę wypełnić nie może, bo groziłoby to całkowitą destrukcją człowieczeństwa. Nie bez powodu po jednej z modlitw dziewczyna mdleje. "Przyzwyczaisz się" mówi jej opiekun, wiedząc, czym grozi bezpośrednie spotkanie z niewyrażalnym. Miejmy nadzieję, że do takich filmów przyzwyczaić się nie można. Wyjście z kinowej sali z ogłupiałą miną okazuje się dopiero początkiem batalii, w której oświeceniowa racjonalność musi ustąpić metafizyce kina.
_____
Ocena: 8
Tytuł: Poza szatanem; Tytuł oryginalny: Hors Satan; reż. Bruno Dumont, scenariusz B. Dumont, zdjęcia Yves Cape; obsada: David Dewaele, Alexanda Lemâtre; prod. Francja 2011; dystrybucja w Polsce: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty.
Pierwodruk: portal "Esensja", 2012, https://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=13923