Krytyki somatycznej boje i utarczki

1.

Gdyby zebrać wszystkie interesujące projekty teoretyczne, jakie polscy literaturoznawcy stworzyli przez ostatnie lata i wykorzystać je do analizy konkretnych dzieł,  zaledwie kilka z nich okazałoby się użyteczne, a i one zabrzmiałyby niepewnie. Cierpimy bowiem na brak silnych stanowisk (co akurat nie jest stanem niepożądanym) i brak teorii, które zmieniałyby się na naszych oczach w narzędzia lektury. Większość interesujących propozycji przechodzi na stronę antropologii, w pewien sposób wpisując się w zaproponowaną przez Ryszarda Nycza poetykę doświadczenia.

Można powiedzieć, że omawiany tutaj "projekt" również w tym kierunku zmierza, z doświadczeniem ma bowiem dwa przynajmniej punkty wspólne: porusza kwestię reprezentacji znaku oraz stawania się podmiotu, który na doświadczenie (pre)tekstualności[i] jest wystawiony. Ów projekt, to szczątkowo zarysowana, ale doskonale zrealizowana w praktyce krytyka somatyczna, owoc badań i pasji Adama Dziadka.

Warto jednak zaznaczyć, że pasja wnikliwego czytelnika i badania doświadczonego profesora, choć składają się na obraz pewnej drogi życiowej, wzajemnie osłabiają moc przedsięwzięcia. Nie ma więc co liczyć na silny (w sensie bloomowskim) misreading. Z jeden strony towarzyszą nam bowiem naukowe rozważania i bardzo produktywne interpretacje[ii], z drugiej zaś skromne, teoretyczne przymiarki, aby krytyce somatycznej nadać znamiona projektu[iii].

Kryjąca się pod chwytliwą nazwą teoria (soma to zresztą jedno z modniejszych ostatnio słów) to swoisty work in progress, zbitka różnorakich metodologii i podejść, które zogniskowane są na specyficznie pojętym problemie cielesności; w ślad z Rolandem Barthesem - raczej cielesności tekstu, niż rzeczywistego ciała. Zanim spróbujemy wrócić do źródeł, oddajmy jednak głos Dziadkowi:

 

Pod względem metodologicznym krytyka somatyczna staje się tworem eklektycznym, otwartym na różnorodne sposoby analizy tekstu literackiego i na różnorodne dyscypliny: lingwistykę, semiotykę i psychoanalizę. Pomyślany w ten sposób zarys krytyki wchodzi w obręb "poetyki antropologicznej", w której nadrzędnymi jednostkami stają się teksty, zaś ich drobiazgowe analizy (...) prowadzą do odsłonięcia złożoności podmiotu (...)[iv] .

 

Do inspiracji można by dodać jeszcze dekonstrukcję (z Derridiańską dyseminacją na czele), elementy fenomenologii spod znaku Maurice'a Merleau-Ponty'ego oraz, co wydaje się najciekawsze, klasyczną wersologię, która dostarcza najważniejszych i najbardziej precyzyjnych narzędzi analizy, pozwalając kolejnym teoriom (re)interpretować uzyskiwane wyniki. W "klinicznych" badaniach tekstów jest więc u Dziadka miejsce na analizy rytmu, metrum, powtarzalności głosek oraz schematów repetycji znaków interpunkcyjnych. Jeśli ów rzetelny materiał, udokumentowany i starannie rozpisany, okrasimy odrobiną psychoanalitycznej dezynwoltury, powstaną wciągające i odkrywcze prace, które w ciągu kilku lat dorobią się miejsca w kanonie[v].

 

2.

Żeby rozjaśnić położenie, w jakim sytuuje się projekt Dziadka, a tym samym dla lepszego zrozumienia jego ukrytych teleologii, warto na chwilę oddalić się od samej krytyki somatycznej i zajrzeć do innej pracy badacza, mianowicie Na marginesach lektury[vi]. W jednym ze szkiców autor przenosi nas ku początkom francuskiego poststrukturalizmu, związanym z grupą kwartalnika "Tel Quel". Pismo było manifestem teoretyków (m. in. Rolanda Barthes'a, Julii Kristevej, Jacques'a Derridy), którzy połączyli trzy różne nurty myślowe: nowatorskie odczytanie semiologii Ferdynanda de Saussure'a, psychoanalizę Freuda i Lacana oraz materializm historyczny Marksa.

W przypadku Adama Dziadka szczególną uwagę należy zwrócić na pierwszy nurt działań "Tel Quel", a tym samym na odkrycie i skomentowanie notatek de Saussure'a o anagramach. Prace te, ukazujące francuskiego językoznawcę w nowym świetle - dalekiego od strukturalistycznych opozycji binarnych - stały się zarzewiem gorącej debaty i podstawą dla późniejszych teorii rozproszonego znaczenia. Jean Starobinski odkrył i opublikował pierwsze notatki w 1964, a potem przez kolejne lata opatrywał komentarzami (w tym w roku 1969 w specjalnym numerze "Tel Quel"), przyczyniając się do ponownego zainteresowania pracami de Saussure'a. Notatki dotyczące anagramów kłóciły się z racjonalizmem Kursu językoznawstwa ogólnego. Na wpół mistycyzujący de Saussure, urzeczony ideą pierwotnego sensu, który dałby początek wszystkim dziełom literackim, dokonał w nich rewizji pojęcia anagramu. Dotąd figurę tę postrzegano jako intencjonalną grę słowami, jako zabawę, w której autor odwraca kolejność liter. De Saussure'owi chodziło zaś o anagramy fonetyczne, a więc takie, które skupiają się na grze głosek, powtarzają fragmenty słów lub ich brzmień na przestrzeni większej konstrukcji tekstu. Badacz nie rozstrzygnął jednak, czy anagramy te są uświadomione, czy nieświadome, czy były grą autorów (głównie w klasycznej poezji greckiej), czy raczej ogólną zasadą każdego dzieła literackiego, ale przede wszystkim – nie zdecydował, co pozwala naukowcowi wybierać te a nie inne słowa do badania. Musiał więc odłożyć notatki, a nowe spojrzenie rzuciło w latach 60. zinterpretowanie ich w kontekście psychoanalizy - jako odczytanie tego, co jest pod słowami, nieuświadomione lub wyparte.

Dopiero Julia Kristeva zrobiła z nich właściwy użytek, pisząc o anagramach jako o innej logice tekstu, innej niż ta, którą rządzi znak. Na bazie anagramów zbudowała później koncepcję semanalizy - czyli, w wielkim skrócie, badania produkcji sensu w trakcie wytwarzania znaczeń. Oparła na niej ideę o dokonującym się w tekście zniekształceniu znaków, co stanowiło podstawę monumentalnej Rewolucji języka poetyckiego (1974, do dziś nie przetłumaczona na polski). Stworzyła przy tym pojęcia fenotekstu i genotekstu. Fenotekst to powierzchnia wypowiedzi, pewien fenomen, a więc konwencja, gatunki, idiolekt pisarza. "Z genotekstem - komentuje Dziadek - wiąże się pojęcie signifiance, czyli aktywności znaczącej genotekstu, ukrytej pod znaczeniem oraz uprzedniej względem komunikacji i sensu. Sam proces signifiance rozumiany jest przez Kristievą jako proces podmiotu"[vii].

Ten długi wywód był konieczny, żeby między powszechnie znane signifiant i signifié wprowadzić trzecie pojęcie, akcentujące owo "stawanie się", procesualność  - signifiance, którą za Krzysztofem Kłosińskim, Adam Dziadek tłumaczy gdzieniegdzie jako 'znaczącość'[viii]. Tak w teorii Kristevej, jak i w zaadaptowanych na potrzeby krytyki somatycznej postulatach, to właśnie signifiance przekierowuje nas z ustalania znaczeń na proces ich tworzenia. Ze znaku, pojętego jako przedmiot, przesuwamy się więc na generowanie znaczenia jako na proces upodmiotawiania. Znaczenia zaś nie powstają liniowo, wraz z biegiem czcionki, lecz - zgodnie z późnymi pracami de Saussure'a (i późniejszymi jeszcze Derridy) - są grą znaków i współbrzmień rozsianych po tekście.

 

3. 

Pozostaje więc pytanie zasadnicze: co gwarantuje podstawową chociaż kohezję takiego tekstu, w którym śledzimy (czy raczej - współuczestniczymy w) signifiace? Pomijając szlachetną instytucję Literatury, w sukurs przychodzi kluczowy dla teorii Dziadka, a nadal słabo znany w Polsce (głównie jako poeta) teoretyk - Henri Meschonnic. W swoich pracach dokonał on swoistej dekonstrukcji pojęcia rytmu, ukazując moment platońskiej syntezy rythmos (rytmu) i metron (metrum), która zaowocowała utożsamieniem tych dwóch pojęć i swoistym uregulowaniem "rytmu" wedle prawideł metrycznych. Meschonnic (a z nim Dziadek) występuje przeciw takiemu rozumieniu rytmu, proponując w zamian nową, niemetryczną, opartą na Saussure'owskich anagramach i powtórzeniach fonemów, definicję:

 

Definiuję rytm w mowie jako organizację cech, poprzez które signifiants językowe i pozajęzykowe (zwłaszcza w komunikacji oralnej) wytwarzają specyficzną, różną od sensu leksykalnego semantykę (nazywam ją efektem znaczącym), czyli wartości właściwe jakiemuś dyskursowi i tylko jemu[ix]

 

Jak zatem rozumieć ów niemetryczny rytm, który proponuje nam Meschonnic? Przede wszystkim odrzucając klasyczną teorię muzyki, zapominając o metronomie, który wyznacza porządek, centralizuje i podporządkowuje sobie wszystkie znaki. Odrzucić maître-nom to - jak pisał Derrida - zanegować imię "pana", zdać się na wieczny ruch w grze (jeu) języka.

Rytm jest nieświadomie tworzony i nieświadomie wyczuwany. Aby go opisać i zbadać, Dziadek wykorzystuje jednak wprowadzone wcześniej pojęcia anagramów fonetycznych, dyseminacji i genotekstu, w praktyce stosując wersologiczne metody analizy bez wersologicznego rygoru. Szuka współbrzmień i odbić, a zarazem liczy głoski i odnosi owe nieregularne powtórzenia (lub zakłócenia) do klasycznych teorii metrum. Bada prozodię, określa intonację poszczególnych fragmentów, ale w przeciwieństwie do dawniejszych teorii, nie próbuje ich znormatywizować, czyli wyznaczyć jednostajnego ciągu elementów znaczący, które składając się na wiersz. A w praktyce i dla przykładu (wszystkie podkreślenia, autorstwa A. Dziadka, cytowany utwór to fragment Ody III A. Wata):

 

"Skórą doświadczałem Stworzenia, darów pełnego, życzliwych powierzchni, uśmiechów światła, woni i zgiełków, zmysłom miłych. Skórą doświadczałem Stworzenia od pierwszego zaranku do późnego wieczoru, nim noc zapadnie, kiedy ono przyświadczało sobie: "jest dobrze";

 

- w pierwszej części zdania w pozycji nagłosowej stoją następujące głoski: sk : do : st : da : pe : po, co sprawia, że zdanie ułożone zostaje w łańcuch i w porządku nielinearnym łączą się z sobą różne jednostki sensu, np. "Skórą Stworzenia"; "doświadczałem darów"; "pełnego powierzchni"

- ś : ś podkreślone akcentem główny;

- woni i - kontrakcent prozodyczny;

- z : z - pozycja nagłosowa dodatkowo podkreślona akcentem głównym;

(...)

- od : ot : do - odbicie konsonantyczne z opozycją głosek dźwięcznej i bezdźwięcznej[x].

 

Wśród tych zawiłości i kolejnych teoretycznych propozycji, mogliśmy zgubić gdzieś pierwotne założenie, jakim było nastawienie somatyczne w krytyce, pora więc do niego powrócić. Na początku chodziło o ciało: tak stematyzowane, opisane w tekście, jak i po prostu przejawiające się jako "doświadczenie cielesne", doświadczenie lektury, które składa się na ową plaisir du texte. I o ile propozycji opisania ciała stematyzowanego pojawiało się już wiele, o tyle projekt Dziadka w zakresie "doświadczenia" wydaje się nowatorski i użyteczny. Zwykle na tematyzowaniu kończyły się bowiem refleksje badaczy (choćby w bogatej bibliografii prac o Aleksandrze Wacie trudno znaleźć wnikliwszą), a każdy opis trafiał na nieprzekraczalną granicę milczenia, granicę, za którą znak pozostaje bezradny, pozbawiony zarówno swej "treści", jak i możliwych odniesień. Propozycja Dziadka, by badać rytm (a więc anagramatyczną grę powtórzeń między fonemami, znakami interpunkcyjnymi czy brzmieniami) i rozumieć go jako ekwiwalent doświadczenia cielesnego, a zarazem spoiwo, będącej w ciągłym ruchu, podmiotowości, zapowiada się więc nader interesująco. Jak stwierdza badacz:

 

Rytm tekstu-systemu jako punkt połączenia dwóch różnych doświadczeń czasowych (podmiotu, który pisze, i podmiotu, który czyta) przedstawiony zostaje [u Meschonica - przyp. JS]] za pomocą "transsubiektywności", opierającej się na serii powtórnych wypowiedzeń (réenonciations). Rytm aktualizuje podmiot, jego temporalność [podkreślenie - JS]. Wiersz przechodzi od "ja" do innego "ja", jest dyskursem, w którym może się rozpoznać przeszłość innych[xi].

 

Chodzi więc o to, że rytm (źródłowo nieznany podmiotowi piszącemu, ale zarazem będący jego podświadomym gwarantem) jest subiektywnie transgresywny, wychyla "ja" piszące w stronę "ja" czytającego. Rytm jest tu jakby łącznikiem między dwoma podmiotami komunikacji literackiej: podmiotem twórcy i podmiotem czytelnika. Oba raczej "stają się", są wytwarzane w procesie lektury, niż istnieją jako zastane konstrukcje. Przypomnijmy bowiem za Derridą, że "podmiot pisania nie istnieje, jeśli rozumie się go jako suwerenną jedność pisarza. Podmiot pisania jest systemem relacji pomiędzy warstwami: bloku magicznego, psychicznego, społeczeństwa i świata. Wewnątrz tej sceny nie da się odnaleźć punktowej prostoty klasycznego podmiotu"[xii].

 

4.

Warto zadać jednak pytanie, czy projekt Meschonnica może pełnić rolę narzędzia interpretacyjnego, czy, przekształcony w strategię czytania, odkształca się i traci właściwości? W programowym Manifeste pour un parti du rythme (przytaczanym tu w angielskim przekładzie Avry Spectora i Lisy Robertson[xiii]) francuski poeta przedefiniował znaczenie słowa 'wiersz', obarczając swój le poème funkcją spoiwa podmiotowości[xiv]. Spoiwa tyleż indywidualnego, co zawsze nieuświadomionego, prowadzonego przez rytm. Nie ma innej podmiotowości - pisał w tymże tekście - niż podmiotowość powstała na potrzeby wiersza. Wiersz zrzeka się więc swojej zorganizowanej całości i okazuje się sposobem doświadczania lektury, a tym samym doświadczenia upodmiotawiania się wobec języka. Tym samym uczy oporu, wyprowadzając nas z błogiego przekonania, że sprawujemy nad językiem władzę. A przez język rozumie tu Meschonnic wszystkie mechanizmy, które się z nim wiążą, a więc dyskursy i idącą za nimi przemoc. Nie tyle jednak jesteśmy językiem, ile stajemy się nim[xv]. To istotne, bo wyprowadzając swoje pojęcie rytmu i łącząc je z podmiotowością, właśnie na owo "stawanie się", na procesualność, która dzieje się w języku i zarazem przeciw niemu ("because rhythm renovates the meaning of things"), zwraca badacz szczególną uwagę.

Ów Meschonnikowski le poème próbuje więc być anarchicznym gestem oporu przeciwko językowi i panującym w nim dyskursom. Gestem oporu, bowiem przeciwstawia się jednoznaczności językowej manipulacji; anarchicznym, gdyż nigdy nie da się wyznaczyć jego kierunku i zapanować nad skutkami. To w wyniku lektury (tej wierszowej, "autentycznej") powstaje według francuskiego teoretyka niepodległy podmiot, dokonuje się "proces indywiduacji". Opór Meschonnica jest oporem poety-filozofa, który stawia wiersz (le poème) na szali politycznej batalii, w centrum sporu o emancypację jednostek:

 

To tutaj wiersz może i musi uderzyć w znak. Aby zniszczyć konwencjonalną, standardowo kanoniczą reprezentację. Gdyż wiersz jest chwilą wsłuchiwania się. Znak jest nam dany tylko do oglądu. Jest głuchy i sam ogłusza. Tylko wiersz może nas wygłosić [wyrazić], przenieść od głosu do głosu, uczynić nas słuchającymi, dać język pojęty jako wsłuchiwanie się. Następstwo tego słuchania, narzucając ciągłość pomiędzy podmiotami, którymi jesteśmy, dotyczy języka, którym się stajemy i czynnej etyki, którą jest własnie słuchanie; z niego bierze się zaś polityka. Polityka myślenia[xvi].

 

Podążając za słowami Mallarmego (i obficie go przytaczając), Meschonnic tworzy polityczny manifest i - abstrahując już od agitacyjnego charakteru - jest to polityczność rozumiana jako anarchiczny potencjał ciągłego stawania się, zmiany, burzenia usystematyzowanych powiązań i przyzwyczajeń. Trudno oddzielić pojęcia rytmu i podmiotu, które Meschonnic wywiódł za Emilem Benvenistem z krytyki Platona, od etyki i tym samym - polityki. Le poème jest więc nie tyle tworem spisanym na karce papieru i przedrukowanym w książce, co częścią życia: "poem is made in the reversible relation between a life become a language, and a language become a life"[xvii]. Z tak rozumianym wierszem i doświadczeniem lektury przychodzi nam się zmierzyć, gdy próbujemy krytycznie przetworzyć propozycje Meschonnica.  

 

5. 

Na koniec warto powrócić jeszcze do samej krytyki somatycznej i postawić kilka zasadniczych pytań. Najważniejsze z nich nasuwa się samo: co dzieje się z owym anarchicznym pierwiastkiem, kiedy teorię podmiotowości próbujemy przekształcić w teorię literacką? Czy ów gniew i niepoczytalność, które wpisuje francuski poeta w swój le poème, a które służyć mają walce przeciw odpodmiotowieniu człowieka, nie zostaje czasem zmarnotrawiony na wydzielenie przedmiotu badania? Bez wątpienia teoria Meschonnica jest rewolucyjna, choć nie tyle na gruncie badań literackich, co działań społecznych. Wiersz - postrzegany jako szansa dla procesu indywiduacji, szansa niedyskursywna, wymykająca się językowi - ma przekształcać człowieka i wieść go ku nowej etyce. Wprowadzenie tej rewolucyjności w karby nauki musi zamienić utopijność na efektywność (produktywność interpretacyjną), a więc zmienić ją w produkt.

Kolejna wątpliwość (choć pytania można by tu mnożyć) tyczy się samego znaczenia. Meschonnic jest oczywiście przeciwko znaczeniu jako wynikowi interpretacji pewnego stałego kodu. Tymczasem badacz posługujący się krytyką somatyczną jako narzędziem tej interpretacji się właśnie podejmuje. Z konieczności zmierza więc ku znaczeniu - pragnie dojść do wniosków i odkryć inną stronę tekstu, choćby rekonstruując w nim podmiot. Nawet jeśli uznamy, że nowe znaczenia nigdy nie będą znaczeniami ostatecznymi, a my bierzemy udział w nieskończonej grze, to celem krytyka jest odczytanie, spreparowanie dzieła. Pomiędzy sprawozdaniem z życia powstającego na potrzeby lektury podmiotu-czytelnika a psychoanalityczną lekturą podmiotu wiersza (podmiotu tworzącego, np. A. Wata z W czterech ścianach mego bólu) powstaje przepaść, którą przeskoczyć można tylko dzięki stanowczym przesunięciom.

Teoria literacka z konieczności ma w sobie pierwiastek naukowy, a więc próbuje zdobyć się na szczątkowy choćby obiektywizm, np. dzięki wyodrębnieniu przedmiotu badania. Tutaj natrafia jednak na problem, z którym przed laty borykał się Georges Bataille, pisząc wprawki o doświadczeniu wewnętrznym. Ostatnie zasadnicze pytanie jest bowiem pytaniem o sam przedmiot badania. Trudno ustalić, czy idąc śladami Meschonnica i Kristevej jesteśmy jeszcze przy tekście, w tekście, czy raczej (psycho)analizujemy samych siebie, jako wynik procesu czytania? Przedmiot zbliża się niebezpiecznie do podmiotu, a tym samym niemożliwe staje się wypracowanie języka opisu. Na skutek tego do teorii Meschonnica podchodzić musimy z gotowym już językiem, z pewną metodologią, uzupełniając ją jedynie o pomocne nam wątki. Repertuar klasycznej wersologii, połączony z Derridiańską dyseminacją, pozostaje zawsze w pogotowiu (wbrew Meschonnikowskiemu zawołaniu: "Scram, grammarians! All you need is a poem to lose your footing"[xviii]).

Jeśli w tym kołowrocie pojęć nie zapomnimy o własnej podmiotowości, łącząc somatyczne nastawienie z przyjemnością lektury, mamy szansę na produktywne i zarazem rzetelne interpretacje. Krytyk, który podejmuje rękawicę, rzuconą przez francuskiego badacza, musi być jednak świadomy, że skuwa lód spod własnych stóp. Choć jak na razie Dziadkowi proceder ten nie zaszkodził i  zaowocował wartościowymi analizami. Work in progress.



[i]               Warto pokusić się o dopowiedzenie dotyczące właśnie owego pre-; przedtekstualnego aspektu istoczenia się podmiotu. Korzystając z licznych teorii bliskich poststrukturalizmowi, a najwięcej chyba czerpiąc tu z Julii Kristevej i Henriego Meschonnica, Adam Dziadek kładzie nacisk na przedefiniowane pojęcie rytmu, jako na to, co poprzedza znaczenie, a zarazem warunkuje podmiotowość.

[ii]              Odsyłam tu przede wszystkim do nowatorskiej monografii Dziadka: Rytm i podmiot w liryce Jarosława Iwaszkiewicza i Aleksandra Wata (Katowice 1999), gdzie badacz zgrabnie zastosował swoje metody do ukazania nowych kontekstów, tworząc przy tym pogłębione i wciągające analizy konkretnych wierszy.

[iii]             Widać to choćby w opublikowanym nie tak dawno tekście Soma i Sema - Zarys krytyki somatycznej (w: Literackie reprezentacje doświadczenia, pod red. W. Boleckiego i E. Nawrockiej, Warszawa 2007), gdzie Dziadek wielokrotnie przypomina dawniej opublikowane analizy, dalej jednak skromnie podchodzi do mocy własnego projektu, zaledwie wyznaczając pola i sugerując możliwe otwarcia.

[iv]            Dziadek, Soma..., op. cit., s. 82.

[v]             Mam tu na myśli przede wszystkim opracowanie i przedmowę Dziadka do nowego wydania poezji Aleksandra Wata w serii Biblioteki Narodowej (Aleksander Wat, Wybór wierszy, opracował A. Dziadek, Wrocław 2008).

[vi]            A. Dziadek, Na marginesach lektury. Szkice teoretyczne, Katowice 2006.

[vii]           Ibidem, s. 51.

[viii]          "Signifiance oznacza zarówno proces wytwarzania sensu, jak i rezultat tego procesu (w tym drugim wypadku znaczenie jest quasi-synonimem sensu)", A. Dziadek, Wstęp, [w:] A. Wat, Wybór..., op. cit., s. XVII.

[ix]            H. Meschonnic, Critique du rythme. Anthropologie historique du langage. Lagrasse 1982, s.216. Cyt. za Dziadek, Rytm..., op. cit., s. 32.

[x]             Dziadek, Rytm..., op. cit, s. 120.

[xi]            Ibidem, s. 38.

[xii]           J. Derrida, L'Eciture et la difference, Paris 1967 s.335, cyt. za: Dziadek, Rytm..., op. cit, s. 8.

[xiii]          H. Meschonnic, A Rhytm Party Manifesto, trans. by A. Spector & L. Robertson, http://xpoetics.blogspot.com/2010/08/rhythm-party-manifesto-by-henri.html, [dostęp 04-08-2011]; wszystkie przekłady na polski wyłącznie na potrzeby tekstu - JS.

[xiv]          "Bałwochwalstwo poezji produkuje bezgłośne maskotki, które tylko udają, i brane są za poezję. Przeciwko wszystkim poetyzowaniom, twierdzę, że wiersz istnieje tylko, gdy kształt życia [shape of life] zmienia kształt języka i odwrotnie, gdy kształt języka zmienia kształt życia. [podkreślenie - JS]. Tylko w ten sposób poezja - jako działanie wiersza - może istnieć w społeczeństwie, robić to, co tylko wiersz może zrobić dla ludzi; bez wierszy, nie byliby nawet w stanie zdać sobie sprawy, że zagubili własną podmiotowość i własną historyczność, by stać się niczym więcej niż produkty na rynku idei, rynku uczuć i rynku zachowań", (ibidem).

[xv]           "To w tym znaczeniu wiersz informuje nas, że nie używamy języka, tylko stajemy się językiem. Nie możemy dłużej być zadowoleni - pomijając pewne ekstremalnie mgliste wprowadzenia - że jesteśmy językiem; właściwiej byłoby stwierdzić, że się nim stajemy. Mniej lub bardziej. A to jest pytanie dotyczące znaczenia: znaczenia języka",(ibidem).

[xvi]          Ibidem.

[xvii]         "Wiersz powstaje w dwustronnej relacji pomiędzy życiem, które staje się językiem, i językiem, który staje się życiem", (ibidem).

[xviii]        "Zmywajcie się gramatycy! Wszystko czego potrzeba, by stracić grunt pod nogami, to wiersz" (ibidem). Meschonnic ma tu zresztą na myśli badaczy metrum (les métriciens), czyli przedstawicieli klasycznych poetyk.

____________________
Pierwodruk: "Rita Baum" 2012, s. 23, s. 126-130.