Krótkie szkice proszą o... uwagę (P. Mackiewicz, "Pisane osobno")


Paweł Mackiewicz jest rozpoznawalnym i cenionym komentatorem życia literackiego. Jako krytyk towarzyszący na łamach "Odry", "Akcentu" czy "Kwartalnika literackiego" (choć jego teksty pojawiają się regularnie we wszystkich ważniejszych czasopismach), zdążył wypowiedzieć się o większości poetyckich publikacji ostatniego dziesięciolecia, a przy tym odznaczyć charakterystycznym stylem. Jego debiutancką książkę - Pisane osobno. O poezji polskiej lat pierwszych - można więc czytać na dwa sposoby. Albo jako zbiór publikowanych dawniej recenzji, albo jako próbę stworzenia czegoś na wzór krytycznego projektu, autorskiej narracji o interesujących tomach ostatniej dekady.

To właśnie wokół poszczególnych tomików pisze zwykle Mackiewicz, czyniąc z nich podstawową jednostkę wypowiedzi poety. Po części jest to wymóg formalny współczesnych recenzji, po części założona z góry strategia. Każdy wiersz pozostaje istotny, każdy może znaczyć sam z siebie, ale badacz stara się ująć wszystkie utwory w pewne ramy. Nie doszukiwałbym się tu jedynie stylistycznej umiejętności zamykania tekstu efektowną klamrą. Chodzi o coś innego: o perspektywę, w której krytyk wysnuwa z wierszy ogólne sądy, a nieznane sprowadza do znanego, projektując przy tym znaczenie całościowe - głębsze, szersze lub dające się odczytać dopiero przy uważnej lekturze. Ten - nie ukrywajmy - dość tradycyjny sposób podejścia do poetyckich zjawisk pozwala zachować dwie ważne cechy: wnikliwość i wiarygodność. Nikt tutaj nie sili się na efekciarstwo, nie podważa wzajemnie swoich intencji i kompetencji. Pisane osobno... to zbiór źródłowo rozproszonych tekstów, które wyraźnie spaja osoba i gust krytyka, gwarantujące autorski charakter przedsięwzięcia. Bo, jak ma okazję odnotować Mackiewicz, "pisane osobno w tym wypadku nie oznacza, że bez oczekiwania na (re)konstrukcję - nawet tymczasowej i kruchej - subiektywnie postrzeganej całości" (s. 8).

Co więc skrywać może nieco programowy tytuł książki? Pisać osobno to pisać na osobności, odrobinę hermeneutycznie, niczym recenzowany w ten sposób Wojciech Bonowicz. Zdawać relację ze spotkania z poezją, które jest zawsze momentalne, teraźniejsze i niepowtarzalne. To również gest, czy raczej deklaracja twórczej niezależności. Jako pracownik uniwersytetu Mackiewicz może wypowiadać się, kiedy uzna to za stosowne; towarzyszyć życiu literackiemu wyłącznie od strony tekstów, a nie jako socjolog (nie zapominając jednak o rynkowym wymiarze "poezjowania"). Pisanie osobno to także, jak wskazuje krytyk w przedmowie, stan współczesnej polskiej poezji, poezji w fazie zaniku grup oraz słabnącej roli czasopism. "Każdy pisze i mówi we własnym imieniu" (s.7). Nie jest to jednak powód do jeremiad, a raczej wyłaniająca się z mnogości możliwość wyboru, podkreślenia indywidualności głosów: własnego i cudzych.

A podkreślać warto, bo chociaż Mackiewicz pisze o poezji ostatniego dziesięciolecia, jego wędrówki z konieczności niejednokrotnie prowadzą wstecz, do Nowej Fali, Miłosza czy Różewicza. Tym bardziej zwrócić trzeba uwagę na prowokacyjny i niejako fundatorski trick w tytule - poezja polska lat pierwszych. Brzmi on niczym krytyczny slogan, historyczna nazwa nurtu (czemu nie?) albo grupy, jakby na nowo otwierała się nasza tradycja, a gdzieś nastąpił genezyjski przełom. O niczym takim jednak badacz nie mówi, bo i nic podobnego nie miało miejsca. Poezja "lat pierwszych" wydaje się więc nie tyle początkiem nowej tradycji, co początkiem gestu towarzyszenia, momentem, w którym Mackiewicz - jako krytyk - włącza się w dyskusję o literaturze.

Nie czas to i nie miejsce, żeby referować treść poszczególnych recenzji, ale nad kilkoma punktami warto się zatrzymać. Badacz zebrał (dosłownie) teksty w ośmiu działach, które metaforycznie wyznaczać mają granice jego projektu. Poeci stają się więc fragmentarystami, przebierańcami, podróżnikami, magami i mitotwórcami, kancelistami pamięci czy kronikarzami miejsc wstydliwych i peryferyjnych. Są oczywiście także ci "zawsze obecni" i ci "objęci tekstem". Jak widać po tych kilku kliszach, Mackiewicz ma zdolność do wyszukiwania dobrze brzmiących haseł (a przed "Machejową metaforą" można chylić czoła).

Część książki zdominowali autorzy wydawani przez Biuro Literackie i świadczyć to może o dwóch rzeczach. Albo mieliśmy do czynienia z okresem hegemonii (co przeczyłoby początkowym tezom o osobności), albo gust skłaniał krytyka do wyboru tych właśnie propozycji. Dużo uwagi przykłada Mackiewicz do tropienia powiązań między językiem, poznaniem i ciałem. Przypatruje się mechanizmom i narzędziom poetyckim, z nieodłączną ironią i zabawą konwencjami włącznie. Naturalnie zbliża się więc do wierszy Majerana, Foksa, Jaworskiego czy (paradoksalnie) Sosnowskiego. Nieco więcej uwagi - i teksty te brzmią dzięki temu ciekawie - poświęca również relacjom z dłuższych spotkań, zwłaszcza ze zbiorami czy wyborami wierszy. Okazuje się, że Mackiewicz ma coś ciekawego do powiedzenia zarówno o tych starszych: Szuberze, Matywieckim i Rymkiewiczu, jak i najmłodszych: Julii Szychowiak czy Adamie Pluszce.

Tak czy owak, dość nieszczęśliwe wydaje się np. zamknięcie pierwszego rozdziału (Zawsze obecni) krótką notką o tomie Wszystko Bohdana Zadury. Nawet w kontekście wcześniejszych analiz, ostatnia recenzja zawęża perspektywę. Wbrew trafnym komentarzom, Zadura właśnie na skutek puenty jawi się wyłącznie jako twórca krytyczny wobec współczesnych języków polityczno-medialnych. Gdzieś zanika więc - tak dobrze wydobyte przez badacza - wyczucie konkretu i "smak detalu" (że posłużę się tytułem książki Piotra Sommera). Dział o fragmentarystach z kolei jest ciekawy zwłaszcza przez dialog, jaki nawiązują recenzje z ostatnich tomów Tadeusza Różewicza i Kazimierza Hoffmana. Przykleja się do nich z polotem opisany Filip Zawada i - nieco leśmianowski - Mariusz Grzebalski. Może warto zapamiętać (i to bez ironii), że "bycie cieniem - u autora Niepiosenek - to sposób istnienia, stan skupienia na sobie i tryb postrzegania siebie wobec przedstawianego świata" (s. 77).

Jasne, orzekające zdania, czasami zbyt spontaniczne, to charakterystyczny i rozpoznawalny styl Mackiewicza. Pojawia się również poetycka forma, a więc skłonność do hiperbolizacji, metaforyczności i obrazowości - nie w sądach, ale w samej opowieści, w procesie porównywania czy przytaczania. Krótkie fragmenty komentarza przeplatają cytaty z wierszy, a wywodowi krytyka towarzyszy wiernie poetycki tekst, niejednokrotnie puentujący recenzję. Nie ma za to przesady i przerostu. Zwięzłość i skupienie na kliku przewodnich, syntetycznych momentach, koresponduje tu z lirycznością narracji. Dzięki temu nawet w tak rozproszonych tekstach mamy do czynienia z pewną przygodą. Poznajemy rodzącą się na naszych oczach relację między głosem krytyka i komentowanymi utworami. W tej perspektywie osobne to także - osobiste.

A można było zacząć od klasycznego pytania: rewolucjonista czy kodyfikator? Co miałoby to jednak oznaczać w przypadku Mackiewicza? Że jego recenzje wywołają chóralny sprzeciw w środowisku i poza nim? Że wyłoni się z nich obraz [sic!] całej polskiej poezji? To przede wszystkim - jak dość niefortunnie archaizuje na okładce Jacek Łukasiewicz - "wyzwoliny krytyka", bardzo autorskie w stylu i osobiste w doborze. Krytyka, który nader trafnie notuje w kontekście Kopca kreta Zadury, że: "Nie zawsze trzeba być rewelatorem, żeby mieć rację" (s. 33). Można żywić nadzieję, że o maksymie tej nie zapomną przyszli czytelnicy książki. Czas terminowania już dawno dobiegł końca.




Paweł Mackiewicz, Pisane osobno. O poezji polskiej lat pierwszych,

Poznań: WBPiCAK, 2010, s. 256.